Najwyższy szczyt Antarktydy – zdobyty!

29 grudnia 2015, zdobyłem najwyższy szczyt Antarktydy – Masyw Vinsona. 

Dotarcie na kontynent wymagało dostania się do Punta Arenas a następnie do bazy w Union Glacier na Antarktydzie. Ruszyliśmy w kilkunastoosobowej ekipie, większość stanowili Polacy ale o tym napiszę jeszcze później. Byliśmy przygotowani na mróz i mocną wyrypę. Karty rozdawała jednak pogoda. Początkowo czekaliśmy kilka dni aby wylecieć z Punta Arenas. Jak już wylecieliśmy to już w samej bazie spędziliśmy blisko tydzień czekając na poprawę pogody. To tam narodziła się moja pasja do gry w Osadników z Catanu bo czekając na okno pogodowe graliśmy w nią namiętnie po 10 h/dzień. 

W końcu, pojawiło się okno pogodowe i dolecieliśmy awionetką do Vinson Base Camp zlokalizowanego na wys. 2100 m n.p.m. Było rześko i mroźnie, -15 stopni Celsjusza. 

Zaczynamy akcję – jesteśmy na totalnym pustkowiu. Żadnych osad (jak choćby w Nepalu). Żadnych potencjalnych służb ratowniczych (jak choćby na Denali). To tam po raz pierwszy usłyszałem zdanie: „ Jeśli się coś stanie, nie ma żadnej opcji na ratunek.. żadnej służby ratowniczej, żadnych innych ekip działających w tym czasie w okolicy. Uważajcie nawet na tak prozaiczne zagrożenia jak skręcenie stopy lub złamanie nogi… Jesteście zdani tylko na siebie. W okolicy tylko skały, lód i śnieg.”

Przyznam, że to wyostrzyło moje zmysły w trakcie całej drogi na szczyt.

26.12.2015. Godz. 2:26 Dotarliśmy do Low Camp! Hura!

Czekaliśmy długo na akcję pogodową więc postanowiliśmy przyspieszyć i po wigilijnej nocy spędzonej w Base Camp wyruszyliśmy w kierunku drugiej bazy – Vinson Low Camp na wys. 2750 m n.p.m. Po siedmiu godzinach ciężkiego marszu, pokonując 9 km górskiej drogi i 650 m przewyższenia dzielących oba obozy dotarliśmy do kolejnego celu w drodze na szczyt Masywu Vinsona. 

Akcja górska trwała kilka dni. Większość z nas była doświadczonymi wspinaczami więc szybko się aklimatyzowaliśmy. 

Pamiętam przenikliwy ziąb w ostatnim obozie i wyczekiwanie na atak szczytowy.

W końcu, 29 grudnia 2015 r. w dobrej formie i z pięknymi emocjami stanąłem na szczycie Mount Vinson – najwyższym szczycie Antarktydy. Było około -32 stopnie Celsjusza. Nam wydawało się ,że było znacznie cieplej. Te chwilę i te emocje pozostaną ze mną na długo. Myślę, że dalej są we mnie! Stojąc tam, widząc cały horyzont miałem wrażenie, że widzę cały świat wokoło. To była uczta dla oczów i ducha!

W kolejnych dniach bezpiecznie dotarliśmy do Base Campu, a później do cywilizacji. 

Do mojego notesu, w rozdziale: jak minimalizować ryzyko w górach wysokich dopisałem:

A. Wiem, że aby przyspieszyć aklimatyzację do wysokości to zamiast odpoczywać – należy się więcej ruszać! Niby proste, ale większość z nas gdy czuje się w górach źle to planuje się zdrzemnąć (oczywiście jeśli ma do tego warunki np. namiot lub schron). Jeśli boli cię głowa z powodu wysokości to skuteczniejsze dla aklimatyzacji, od pójścia spać, będą różne czynności np. rozkładanie namiotu, gotowanie, porządki w szpeju…. Generalnie należy dbać o to aby oddychać częściej, a do tego służy właśnie ruch. Odpoczynek również jest istotny, ale powinien być zbilansowany. 

– wiem, że jeśli chce poprawić skuteczność aklimatyzacji to mogę wykonywać ćwiczenia oddychania przy zwężonych w „dziubek” ustach. Wtedy wytwarza się podciśnienie w układzie oddechowym i organizm przyspiesza procesy aklimatyzacyjne.

B. Umiem starować saniami w różnym terenie (ta umiejętność przydała się nam wielokrotnie w ramach np. wyprawy na Denali). 

C. Wiem, że jedzenie w Union Glacier Camp (główna baza na kontynencie, tam gdzie czekaliśmy na wylot) jest tak dobre jak Michelin **** (jeśli zostalibyśmy tam jeszcze tydzień dłużej to groziła nam otyłość brzuszna).

Wśród 11 uczestników międzynarodowej wyprawy było aż 7 Polek i Polaków, w tym m.in. Sławomir Krok i Monika Witkowska – zdobywcy Korony Ziemi. Obok Moniki i Sławka, w „polskiej ekipie” byli również Łukasz Stebelski, Paweł Prasula, Arek Babij oraz Piotr Głowacki – wszyscy chcą Walczyć o Koronę Ziemi. 

Na Vinsonie był też z nami Samuel Short, któremu wówczas brakowało do Korony wejścia na Denali. Cała ekipa mocno doświadczona. 

Dla mnie to również dostęp do wiedzy dotyczącej szczegółów wejść na szczyty Korony Ziemi. Pytam, dociekam i notuje. Arek namawia mnie na Everest w 2016 r. Odmawiam. Wiem, że jeszcze nie jestem gotowy. 

3 stycznia 2016 r. odlecieliśmy z Antarktydy i już wtedy bardziej niż wstępnie byłem umówiony na wyprawę na Denali. Sam potwierdził ze mną dwa razy czy na pewno wybieram się na Denali. On chce wchodzić na szczyt w 2016 i jeśli moja odpowiedz jest na „tak” to on już teraz z Chile wysyła swój ciężki wysokogórski sprzęt…. paczką do Anchorage na Alasce. Wyprawa ma być za pół roku, ale Sam stwierdził, że będzie stopniowo przemierzał Amerykę w kierunku Północnym. Jak mówił w styczniu – tak zrobił i spotkaliśmy się dopiero za 6 miesięcy.