W górach jak w biznesie. Liczy się wytrwałość i dobra komunikacja.

Trwa wyprawa na niski 7-mio tysięcznik. Kilkuosobowa ekipa buduje aklimatyzację i po raz pierwszy przygotowuje się do noclegu na wysokości 5500 m n.p.m. Każdy z jej członków odczuwa to niemiłe uczucie. Proces aklimatyzacyjny się rozwija a lekki ból głowy to pozytywny obrót spraw wpisany w tą piękną pasję.

Po postawieniu namiotów i wstępnym wypakowaniu ekwipunku spotykamy się w mesie aby wspólnie przygotować sobie „kolację”. Jemy.. rozmawiamy.. po pewnym czasie ktoś mówi: „Hej, sprawdzamy saturację! Czy ma ktoś przy sobie pulsoksymetr?”..”Ja mam.. ” – rzuca Stan i nakłada urządzenie na palec. W normalnych warunkach poziom nasycenia krwi tlenem wynosi 95-99%. Poziomy niższe obserwowane są jedynie w szpitalu u chorych i ostrzegają o niedotlenieniu. W górach wysokich sprawa ma się zdecydowanie inaczej. 

Po 30 sekundach pojawia się wynik. Stan prezentuje wszystkim swój powód do dumy „Proszę 88%!” i przekazuje niebieski przyrząd Szymonowi.. To naprawdę bardzo dobry odczyt na tej wysokości. Szymon, drugi w kolejce, rzuca spokojnie „jest O.K. miedzy 86-89”… zaczyna się rozmowa na inne tematy. W tym czasie Darek zmierzył i podał dalej. Praktycznie nikt nie zauważył jego reakcji bo jedni skupieni są na swoim „wyniku” a drudzy dopiero czekają na swoją kolej i zaangażowani są w rozmowę. 

Darka wynik to ……72%. 

Początkowo nie przyznał się nikomu, ale wiedział że już od 2 godzin nie czuje się dobrze. Tak naprawdę czuje się fatalnie. Trudno mu trzymać prosto pękającą głowę. Wynik pomiaru, celowo wykonał ich kilka, potwierdził, że na ta chwilę przebywa on zdecydowanie za wysoko. Aklimatyzacja w jego przypadku przebiegła za szybko. 

„Chłopaki czuje się źle. Saturacja naprawdę słaba….k…a mam 72%.. schodzę do obozu niżej…..” Zgrana ekipa zaczyna skupiać się nad tym jak pomóc Darkowi. Brane są pod uwagę scenariusze, w tym ten najrozsądniejszy: zejście do obozu niżej aby dokończyć proces aklimatyzacji i wrócić kolejnego dnia z powrotem na 5500. Dla Darka to jeden dzień extra, ale powinien uratować sytuację.

Darek postąpił prawidłowo. Przyznał się do problemów (które mogą dotknąć każdego) i z pomocą teamu znalazł rozwiązanie. Po nieznacznie wydłużonej aklimatyzacji za kilka dni był najmocniejszy z ekipy. Bardzo odpowiedzialna postawa wobec swojego zdrowia i wobec członków zespołu!

Niestety, w górach wysokich zdarzają się często inne scenariusze. Pochylmy się nad taką sytuacją: Darek nie mówi nikomu o swoich problemach. Mało tego, następnego dnia wszyscy ruszą wyżej. Podczas podejścia do obozu na 6000 m n.p.m. Darek zaczyna mieć problemy z utrzymaniem się na nogach. Upada. Teren nie jest eksponowany (przepaścisty), więc nie ma bezpośredniego zagrożenia życia, ale zmienia to plany całego zespołu, który decyduje się zawrócić i sprowadzić chorego kompana niżej….Sytuacja poprawia się dopiero za kilka dni. Niestety pogoda psuje się na długo i cała ekipa nie będzie miała już szans wspiąć się na szczyt podczas tej wyprawy.

Podobnie jest w biznesie.

W mojej branży pracuje się zespołowo pod nieprzekraczalne deadliny. Gdy kilka osób, czasem kilkanaście ustala obszary aktywności. Okresowy monitoring postępów to podstawa. Cały team pracuje nad jednym projektem. Zdarza się, że prace potrafią się wydłużać, lub prozaicznie, określony członek teamu ma okres słabszej efektywności. Wówczas jasna i rzeczowa komunikacja jest gwarantem, że wspólnie zespół rozwiąże zaistniałą trudność. 

Tą historię miałem okazję opowiedzieć kilka razy podczas spotkań z przedsiębiorcami.